W Piątek, 12 kwietnia o godz. 20.00, kościół MBKP zapełniony po brzegi… Półrocze przygotowania miały sens. Po Mszy ruszamy na 2 trasy: 42 km do Wiela i 22 km do Zamartego. Wychodząc na EDK nie wiesz, czy dojdziesz. Jeśli masz tę pewność, to wybrałeś złą trasę. Ta niepewność daje utratę kontroli. A to wymaga zaufania, otwarcia się na coś nieznanego. Zaufanie i otwartość są konieczne do spotkania z Nim. Na co dzień często planujemy. Lubimy mieć kontrolę. Nad budżetem domowym, pracą, celem wycieczki, swoimi reakcjami, czy swoim wizerunkiem. Niby się z kimś spotykamy, ale często nie wychodzimy z kręgu własnych myśli. Niby słuchamy, ale słyszymy tylko to co chcemy. Niby podejmujemy wyzwanie, ale przewidujemy jak się ono skończy. Widzimy siebie realizującego swój cel. Bóg jest inny. Wyobraź sobie spotkanie z Nim… Broń Boże! Nie będzie tak, jak myślisz. Jeszcze raz. On jest INNY. Święty – to znaczy inny. A On jest święty, święty, święty! Czyli inny, inny, inny. Planując jak ma wyglądać spotkanie z Nim, skazujesz się na porażkę. Wybierz więc trasę, której nie wiesz, czy przejdziesz. Idź nocą, w milczeniu. Trudności nawigacyjne dodają poczucie niepewności i zagubienia. Dojdziesz? Nie wiadomo. Teraz jest szansa. Otwierasz się na nieznane. Musisz komuś zaufać. Już nie tylko sobie. Tracisz siły. Nogi odmawiają posłuszeństwa. Ciało słabnie. Silna wola maleje. Teraz decyduj – czy chcesz iść dalej? Będzie jeszcze gorzej. Po co masz tam iść? Logika już zawodzi. Nie znajdujesz prostej odpowiedzi. Ale idziesz. Może za tą granicą jest coś więcej…
Świadectwa
Na EDK byłam po raz pierwszy, z mamą i bratem, a tata poszedł do Wiela. 1, 2, 3 i 4 stacja były łatwe, a dalej mnie nogi bolały i trzymałam się mamy. Koło 11 stacji, kiedy był już las, narzekałam mamie, że nie dam rady, ale byliśmy w lesie i mój brat nie mógł mnie odebrać, bo by mnie nie znalazł. Szliśmy wolno. Kiedy byliśmy na 13 stacji, nie mogłam już iść, przeczytałam rozważania i powiedziałam „Jezu ufam Tobie”, bo tak ksiądz powiedział. Wypiłam herbatę i już byłam gotowa ruszyć dalej. Nagle poczułam coś, co mi dało siłę, by iść dalej. Spytałam brata, ile jeszcze km i jak długo będziemy szli. Odpowiedział, że 3 km i że to zależy ode mnie, jak długo. Zaczęłam iść tak szybko, że mama musiała biec truchtem i wyprzedziliśmy kilka osób. Mój brat mówił mi, że to przez herbatę tak szybko idę. Dotarliśmy o 2.25. Było bardzo fajnie i za rok też chcę iść. Asia, 9 lat
Na EDK byłem po raz piąty. Powiem szczerze, że w tym roku miałem obawy czy dam radę. Chodzę, bo jestem tylko słabym człowiekiem i upadam, żeby znowu kolejny raz się podźwignąć, a EDK mi w tym pomaga. Ekstremalna Droga Krzyżowa pozwala mi przybliżyć się jeszcze bardziej do Jezusa. Zawsze idę z jakąś specjalną intencją, ale nie spodziewam się że jak przejdę EDK to zaraz rozwiążą się wszystkie moje i moich bliskich problemy jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale ten wysiłek pozwala mi jeszcze bardziej wierzyć, że bez Jezusa nie ma życia i że On jest, patrzy na mnie i czeka. Czeka żebym powierzył Mu wszystkie moje ludzkie słabości a On zadziała. Myślę że ciągle brak mi wiary takiej bezgranicznej i tym wysiłkiem chcę tą wiarę pogłębić. Bardzo daleko mi jeszcze do świętości i pewnie do końca mojego życia będzie mi daleko, ale wierzę że jak oddam swoje życie Jezusowi to będę bliżej, będę bliżej Nieba. Jak tak idę w samotności i skupieniu i patrzę na gwiazdy czuję że Bóg mnie kocha. Były chwile słabości, przecież 43 km pieszo nocą to nie spacerek ale to taka moja mała Droga Krzyżowa i jak Jezus upadał tak ja upadałem, ale wiem, że żeby powstać, trzeba najpierw upaść. Jak Bóg pozwoli to w przyszłym roku znowu pójdę.
Krzysztof, 49 lat
I w tym roku ruszyłam w drogę… wielkopostną drogę mojego nawracania. Poszłam na moją drugą EDK z Chojnic do Wiela – Sanktuarium Matki Bożej Pocieszenia /42km/. Towarzyszyło mi mnóstwo myśli, intencji, osób. Przed wyjście podczas Mszy świętej celebrans podczas kazania mówił o przychodzeniu Boga do Eliasza… nie w grzmotach, wichrze, ale w lekkim powiewie… Ta myśl poszła ze mną. Prosiłam Pana by, przemówił do mnie. Najpierw uczynił to przepięknym znakiem wschodzącego słońca w kolorach ognia… Idę… przymrozek, szron i ta wielka kula słońca w kolorach ognistych. MÓJ BÓG MI MÓWI JESTEM. MÓWIĘ DO TWEGO SERCA OGNIEM MIŁOŚCI… A w sanktuarium, gdy weszłam czekał pod postacią Białego Chleba w monstrancji… I MÓWI MI JESTEM I CZEKAM NA CIEBIE, CHCĘ CIĘ NAPEŁNIĆ SWOJĄ OBECNOŚCIĄ… Mój Panie – bądź uwielbiony!!! S. Iwona
Wyruszyłam. To była najcięższa wojna z samą sobą. Tuż przed samą Mszą inaugurującą EDK poznałam wspaniałą osobę, jak się później okazało obie idziemy same i do tego po raz pierwszy. Wyruszyłyśmy razem. Podczas Mszy czułam jak zaczynam ładować przysłowiowe akumulatory wiary, przez tyle lat byłam blisko Boga: KSM, Schola, Rekolekcje organizowane przez Kleryków Seminarium oraz Lednica, lecz los potoczył się tak, że na 5 lat wyjechałam z naszej Ojczyzny. Tam nie było czasu na niedzielną Mszę, na odczuwanie Adwentu czy Wielkiego Postu, Święta bez najbliższej Rodziny również nie miały sensu i tego wspaniałego klimatu. Biegliśmy do pracy i z powrotem. Patrząc jak moje ukochane Dziemiany co roku organizują EDK bardzo chciałam iść, chciałam w tym roku po raz pierwszy wyruszyć w trasę Św. Rity 52 km. Jednak jak się okazało nie mogłam po raz kolejny wziąć udziału, mimo że wróciłam z Holandii na stałe, akurat tego dnia wypadła mi weekendowa akademia szkoleniowa. Czułam wielkie rozgoryczenie, jednak dzięki Facebookowi dowiedziałam się o EDK Chojnice. Postanowiłam, RUSZAM! Wybrałam trasę Jana Pawła II – 42km. Szukałam towarzysza wśród najbliższych, ale niestety nie udało się. Mąż mimo, że nie mógł pójść ze mną zawiózł mnie do Chojnic przez co sam spóźnił się trochę do pracy. Jadąc z Tucholi do Chojnic bałam się, że sobie nie poradzę. Jednak miałam dwie ważne dla mnie i mojego męża intencje. Ruszyłyśmy, pierwsze kilometry przebiegły pomyślnie. Po około 20 przyszedł pierwszy kryzys, na co mi to itd. Z każdym kilometrem ból nóg był coraz większy. Dzięki wsparciu Ani szłyśmy dalej. Na około 10 kilometrów do końca prawie się poddałam ból nóg z powodu nadwyrężenia przedniego ścięgna oraz ścięgna Achillesa był nie do zniesienia. W duchu wołałam do Boga, żebym się nie poddawała. Zastanawiałam się czy głupotą w Bożych oczach nie jest ryzyko nadszarpnięcia zdrowia, aby osiągnąć cel. Jednak osoba Ani była również dla mnie znakiem, że Bóg jest przy mnie. To jak się mną interesowała jak razem się wspierałyśmy było lekiem dla mojego zwątpienia. Nie wiedziałam jak iść, aby nie spowalniać nas. Ostatnia 5 była bardzo ciężka nie wiedziałam już jak iść, ponieważ droga była kamienista i jak tu stawiać nadwyrężone nogi i do tego odparzone stopy. Ból się na tyle rozłożył, że już później nie czułam nic prócz ogromnego zmęczenia. Ale czułam Boga, szłam cały czas ponieważ wiodła mnie nasza intencja. Stanęłam w prawdzie sama ze sobą, ileż to razy prosiłam Boga o coś a sama z siebie nie dawałam nic? Oczekiwałam a jak nie otrzymałam to byłam jeszcze bardziej zła na Boga. Oczekiwałam a nie trwałam przy Nim, nie robiłam nic aby zbudować relację z Nim. To była moja pierwsza Droga Krzyżowa od czasu wyjazdu do Holandii. Podczas ostatnich 3 km zobaczyłam najpiękniejszy wschód Słońca w moim całym życiu, ten wschód to był OGROMNY uśmiech od Boga. Wówczas po raz pierwszy od lat poczułam się naprawdę szczęśliwa pomimo bólu i zmęczenia. Wchodząc do Świątyni we Wielu poczułam się wspaniale, poczułam jak Bóg tuli mnie do Siebie najmocniej jak tylko potrafi i pierwszy raz rozpłakałam się i nie przejmowałam się co inni powiedzą. Odnalazłam siebie i wiem, że przy Bogu jest moje miejsce. Czy pójdę za rok? Pomimo, że mam dziś zakwasy, ogromne pęcherze i siniaki przez co ledwo chodzę. To w moim przypadku pytanie retoryczne. Idę bo chcę iść na Chwałę Pana. Amen.
Andżelika